Czułam jego odrażający oddech na swojej szyi, jego wstrętne usta
całujące moje ciało gdzie popadnie. Starałam się wyszarpać ale
to było na nic...nie byłam wystarczająco silna. Kiedy dotknął
mojego ciepłego ciała ciarki przeszyły mnie aż do kości,
chciałam krzyczeć ale z moich ust nie wydobywał się żaden
dźwięk, byłam przerażona, łzy płynęły mi po policzkach jak
oszalałe i wtedy poczułam przeszywający ból, ból którego nigdy
nie powinnam była zaznać...
W tym momencie otwarłam oczy, serce waliło mi jak oszalałe, a
wzrok biegał po całym pomieszczeniu. Zdałam sobie sprawę, że
jestem w tourbusie a to był tylko sen. Przynajmniej teraz, to
wspomnienie wraca do mnie często, nawiedza mnie w snach, straszy.
Boję się, że wróci...że znowu mi to zrobi.
Pot ściekał mi z czoła, spojrzałam na zegarek, była 8. Wszyscy
jeszcze spali. Wstałam i od razu poszłam do łazienki, szybki,
zimny prysznic był mi potrzebny, starałam się jakoś wyrzucić do
z głowy ale nie potrafiłam. Musiałam się więc czymś zająć.
-Zrobię im śniadanie. Tak.- szepnęłam cicho, idąc do kuchni.
Znalazłam w szafkach wszystko co potrzebne do zrobienia pancake'ów,
a nawet syrop klonowy i bekon. Starałam się być bardzo cicho, ale
po zrobieniu bekonu zapach rozniósł się po całym autobusie.
Budząc wszystkich. -O kuźwa, Rian znowu gotujesz? - usłyszałam
zachrypnięty i przepity głos Barakata. -Nie, pojebało Cię?
Przecież śpię pod Tobą – dodał Dawson. -To kto...?-urwali
oboje. -Julie...?-wyciągnęli głowy poza łóżka.
-Cześć! - pomachałam im trzepaczką do jajek, ubijając ciasto na
naleśniki. Jack zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. -Możesz
się ubrać? Czy chcesz żeby mi stanął już tak z rana? - uniósł
brew ku górze. -Przecież jestem ubrana, idioto. Nie widzisz spodni?
- spojrzałam na niego.
-Nie, nie widzę. -Kurwa.- przeklęłam pod nosem. Zapomniałam ubrać
spodenek. -Trudno, musisz to przeboleć bo inaczej śniadanie się
spali. - zaśmiałam się, kontynuując. -Nie no spoko, mi tam
pasuje. - powiedział Zack wstając i podchodząc do mnie. Tym samym
połaskotał mnie w bok, tak, że prawie zgięłam się jak
przecinek. -Spaaaadaj! Bo nie dostaniesz jedzenia! - wytknęłam mu
język.
-Ok, ok już siadam. - burknął biorąc ze sobą butelkę wody. Po
chwili dołączył do niego Jack i reszta.
-Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy – nałożyłam każdemu z nich
po 5 pancakeów, troche bekonu i polałam to syropem klonowym. Sama
usiadłam na blacie z kubkiem herbaty w dłoni. -Nie jesz?-Rian
spojrzał na mnie pytająco. -Nie, nie jestem głodna. - uśmiechnęłam
się lekko, po czym zeskoczyłam i poszłam po spodnie od dresu. -Idę
się przewietrzyć jeśli nie macie nic przeciwko. - spojrzałam po
nich i otwarłam drzwi. Zanosiło się na deszcz, ale musiałam pobyć
trochę sama. Usiadłam gdzieś na krawężniku i wyjęłam jednego
papierosa, którego trzymałam na takie właśnie chwile. Ogólnie
nie palę, ale to mnie przerosło. Odpaliłam i po chwili poczułam
jak gorzki dym wypełnia moje płuca. Rozpadłam się znowu. Łzy
poleciały po policzkach a zimny wiatr sprawił, że ciarki przeszły
po całym moim ciele. Buch za buchem. A te obrazy nie chciały wyjść
z mojej głowy, trzęsłam się i prosiłam Boga, żeby nikt mnie nie
zobaczył. Kiedy skończyłam pepierosa podkuliłam nogi pod brodę i
twarz schowałam w dłoniach. Lunął deszcz. -ODEJDŹ...WYJDŹ Z
MOJEJ GŁOWY...-krzyknęłam nie zważając, że ktoś może mnie
usłyszeć. Zdążyłam przemoknąć już do suchej nitki. Ubrania,
które miałam na sobie przylegały do mojego lodowatego ciała.
Siedziałam sama nie wiem ile, a łzy nie chciały przestać płynąć.
Nagle poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Wzdygnęłam się nieco.
Po dzisiejszym śnie, bałam się jakiegokolwiek dotyku drugiej
osoby. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Jacka. -Chodź...-urwał
bo wpadłam mu w ramiona i wtedy wybuchłam histerycznym płaczem.
-Boję się...tak bardzo. -Cicho już...-uciszył mnie i umocnił
uścisk. -Jestem tu, nic Ci nie będzie...-pogładził moje plecy
żebym lekko się uspokoiła.
JACK
Trzymałem ją w ramionach. Była cała roztrzęsiona, pachniała
różami i papierosami. Byłem zdezorientowany, co mogło się stać,
że tak zareagowała. -To przeze mnie? - spojrzałem jej w oczy. Była
taka przerażona. -Nie...to...nieważne...-załkała i wcisnęła nos
w moją koszulkę. O nic więcej nie chciałem pytać, ewidentnie nie
chciała o tym mówić. Przytuliłem ją mocniej, by chociaż trochę
bardziej czuła się bezpiecznie. -Przepraszam...jestem taka
beznadziejna...
-Nie jesteś. -pocałowałem delikatnie jej czoło. -Jack...
NATHALIE
Obudziłam się rano, kiedy wszyscy już jedli śniadanie. Tylko Mike
siedział mokry jak kura. -A Tobie co? Pod prysznic wchodzi się bez
ubrań. - zaśmiałam się. Nic nie odpowiedział. Siedział tylko
wpatrzony w kubek kawy. -No braciszku fajka Ci nie smakowała czy
co?- Vic zadrwił z niego lekko. -Spadaj, widziałem coś czego
widzieć nie powinienem. Obściskującą się Julie z
Barakatem.-rzucił i zniknął w tylnej części autobusu.
Nie chciałam go już męczyć, więc wzięłam prysznic i gdy
wróciłam na wyświetlaczu telefonu widniała wiadomość. „Od:
Alex. Spotkajmy się proszę. Wyjdź teraz, jeśli możesz. Błagam”
I co mam zrobić? Ulec mu? Damn it. Zabrałam parasol i wyszłam.
Zauważyłam go zaraz obok naszego autobusu. Stał bez parasola, już
cały przemoczony, zrobiło mi się go szkoda, ale nie chciałam po
sobie pokazywać niczego.
-Czego chcesz? - prychnęłam patrząc mu prosto w oczy.
-Pogadać...wyjaśnić, przeprosić...-plątał się w słowach.
-Słucham. Chociaż nie wiem czy jest tutaj w ogóle cokolwiek do
wyjaśniania. -odwróciłam wzrok. Dalej stał w deszczu jednak
podszedł nieco bliżej.
-Jestem dupkiem, bo na prawdę mi się podobasz, a ja jak głupi
robię wszystko żeby Cię to siebie zniechęcić. Ta wczorajsza
akcja, sam nie wiem dlaczego to zrobiłem... -Może dlatego, że
jesteś dupkiem. - spojrzałam na niego wzrokiem pełnym złości i
smutku. -Źle mi z tym, co zrobiłem, powinienem spędzić z Tobą
tamten wieczór, tak bardzo tego chciałem... -Przestań Alex –
zamknęłam parasol. -Nic nas nie łączy, nie musisz mi się
tłumaczyć, ok, pomyślałam wczoraj, że może traktujesz mnie
inaczej, ale to pewnie tylko moje przywidzenia, może dorabiam sobie
historię, której nie ma, a której tak bardzo potrzebuję. Nie chcę
i nie będę Cię ograniczać, bo nie mam takiej władzy. Tylko
proszę, nie dawaj mi mylnych sygnałów...-spojrzałam na niego i
łzy popłynęły po policzkach. -To boli...-szepnęłam. Nie
odpowiedział nic, podszedł i pocałował mnie. Odwzajemniłam
pocałunek wplatając dłonie w jego mokre włosy. Serce zdominowało
rozum, który krzyczał, „przestań idiotko, uronisz przez niego
jeszcze nie jedną łzę”. Nasze języki spotkały się, dałam mu
wolną rękę, tak łatwo mu wybaczyłam...
Przez cały dzień padało, festiwal został odwołany i przeniesiony
na dzień następny. Więc cały boży dzień mogliśmy się lenić.
OMG. Tak długo czekałam i się doczekałam a warto, bo rozdział świetny! Chcę więcej!!! <3 zostało mi tylko czekać :D
OdpowiedzUsuńMiło widzieć, że ktoś to czyta :)
Usuń