sobota, 28 grudnia 2013

6# so, kiss me again

Nie spałam, po chwili usłyszałam jak Jack coś krzyczy, lecz nie przysłuchiwałam się. Kolejną rzeczą były zatrzaskiwane drzwi do łazienki. Nawet się nie odwróciłam, nie zrobiłam w sumie żadnego ruchu. Nie chciałam widzieć nikogo, byłam jednocześnie wściekła i przerażona. Jednak czemu wściekła, nie mam pojęcia. Na Jacka? Dlaczego miałabym być? W końcu ma prawo robić co chce, to jego życie, co mi do tego. Jakaś mała część mnie jednak była rozczarowana tym zachowaniem, coś mnie w tym uderzyło i zraniło? Nie powinnam się tak przejmować, w końcu nie mam czym, nie dotyczy to w końcu mnie. -Boże, żeby tak się nawalić w środku dnia...-szepnęłam cicho, zwijając się w drobną kulkę, pod kocem.

JACK
Boże, co ja robię. Sprowadzanie 2 lasek w środku dnia było jednym z moich najgorszych pomysłów dotychczas. Chciałem odreagować, ale czemu w taki sposób? Bo zawsze tak robiłem? Zawsze szukam rozwiązania tam gdzie go nie ma? Geez. Widząc jej przerażoną i wściekłą twarz kiedy mnie obudziła, coś mnie zakuło, coś w środku wiedziało, że to co zrobiłem było idiotyczne i głupie.
Potrzebowałem zimnego prysznica, musiałem na już wytrzeźwieć, chciałem to wszystko wyjaśnić. Choć chyba nie było takiej możliwości...

JULIE
W końcu odważyłam się wstać, mój organizm domagał się jedzenia. Na całe szczęście „tego całego bałaganu” już nie było. Poszłam do kuchni, zrobiłam parę kanapek z masłem orzechowym, do szklanki nalałam mleka i usiadłam przy stole. Po chwili zobaczyłam wychodzącego z łazienki Barakata. -Cholera, wygląda na prawdę pociągająco w tym nieładzie. Boże, o czym ja myślę.- pomyślałam spoglądając na niego. Podszedł. Dość niepewnie pytając czy może zająć miejsce obok mnie. -Siadaj.-ucięłam szybko, przerzucając wzrok na jedzenie.
-Przepraszam...-zaczął. -Nie ma za co. -Proszę nie przerywaj mi. - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym smutku. -Przepraszam, za zachowanie się jak totalny dupek, dobrze wiem, że masz zły dzień a ja jeszcze odwalam coś takiego. Wybacz... - zacisnęłam ręce w pięści pod stołem.
-Nic nie wiesz, zły dzień, to nieco złe określenie. Ten dzień to totalna katastrofa. Gdybyś nie zauważył to cały czas przechodzą mnie ciarki. Jestem totalnie przerażona i zła. Ok, fajnie, super, że się bawisz, nie zabraniam Ci, nie mam takiego prawa, i w ogóle dlaczego miałabym to robić? Żyj jak chcesz, to Twoje życie, co ja mam do tego? Jestem tylko jakąś tam laską, która przez całkowity przypadek się tutaj znalazła... Nie powinnam być zła, przynajmniej nie na Ciebie. Bo nie mam do tego powodów...-delikatna łza spłynęła po moim policzku spadając prosto na stół.
-Przestań tak mówić, nie jesteś jakąś tam zwykłą laską. Jesteś cudowną, pogodną i piękną dziewczyną. A tłumaczę się bo mam taką potrzebę, ciężko mi z tym co zrobiłem. Co zrobiłem Tobie...-w tej chwili złapał mnie i chwycił w objęcia. Nie miałam siły się wyrywać, ani za bardzo nie chciałam...brakowało mi czyjejś bliskości. Troski...

NATHALIE
-Wstydzisz się mnie?- spojrzałam na niego unosząc jedną brew ku górze i podnosząc się z jego kolan. -Nie, to nie o to chodzi...Ale nie mogę tak bombardować fanów – uśmiechnął się. Nic nie odpowiedziałam, tylko dałam znak, że chcę wracać. Czułam, że coś jest nie tak. Ok, rozumiem go, ale to zabrzmiało, bardzo mało wiarygodnie. Jakoś z Lisą w ogóle się nie krył...
Wróciliśmy w ciszy do tourbusa i już na wejściu Matt oznajmił, że wieczorna część festiwalu się odbędzie. Zatem ATL miało zagrać wieczorem. Ucieszyłam się, miałam w końcu chwilkę żeby wszystko przemyśleć, bo chyba postąpiłam nieco zbyt pochopnie i pobłażliwie z Gaskarthem. Eh.
Po chwili jednak doszło do mnie, że ja tutaj jednak pracuje, musiałam zatem uciec do PTV, żeby ich wszystkich ogarnąć. Już od drzwi słyszałam jakieś krzyki. Kiedy znalazłam się już w środku zobaczyłam bulwersującego się Mike'a i Jaimiego który usilnie próbował go uspokoić. -Hej, co tu się dzieje? Za 2 godziny macie występ! - krzyknęłam chcąc zmienić temat.
-Daj mi spokój, wystarczy mi, że Julie wystawiła mnie dla Jacka. - parsknął Fuentes. -CO?! - moje oczy przybrały wielkość 20 centówek. -Normalnie, wziąłem ją do kina, a kiedy chciałem pocałować ona uciekła i tyle ją widziałem. - wziął wtedy spory łyk piwa. -Cholera.-pisnęłam, dobrze wiedziałam dlaczego uciekła, i wcale nie chodziło tutaj o Barakata.
-Ok, ale teraz musicie się zebrać do kupy i na scenę... Mike, wyglądasz jak pudel, muszę Ci wyprostować włosy, Jaimie Ty też potrzebujesz trochę opieki...-wyciągnęłam wszystko co potrzebne.

JULIE
Damn you Barakat. Kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi momentalnie oderwałam się od Jacka i przetarłam oczy. Podeszłam do wejścia i zobaczyłam Alexa. -Cholera. Zapomniałam. - pisnęłam. -Już, już idę...zaraz to ogarnę. - zaczęłam się tłumaczyć widząc jego niezadowoloną minę. Złapałam kartkę i zamknęłam się u siebie. Zatopiłam wzrok w tekście. Miałam niecałe 3 godziny. Jak zdążyłam nie mam pojęcia.
W końcu nadszedł czas koncertu a nigdzie nie mogłam znaleźć Nath...
-Wchodzimy za 5 minut a ta zapadła się pod ziemie...-parsknęłam, wybierając kolejny już raz numer do przyjaciółki. -Vinny...błagam Cię, poszukaj jej masz 5 minut...-ubłagałam chłopaka.
Mieliśmy coraz mniej czasu, chłopaki dawali już nieźle czadu, została ostatnia piosenka, tak cholernie ważna piosenka tego wieczoru...a ta oczywiście musi gdzieś łazić. Usłyszałam ostatnie nuty „Dear Maria count me in” a potem odezwał się Gaskarth. -Teraz chciałbym zaprosić tutaj naszą dobrą przyjaciółkę Julie, która musi mi pomóc w ostatniej piosence. - tłum odezwał się wesołym krzykiem a ja niepewnie weszłam na scenę. Boże w co ja dałam się wplątać.

NATHALIE
Vinny zdyszany wbiegł do busa PTV i nawet nie dał mi nic powiedzieć tylko wyciągnął mnie ze środka. Nie miałam pojęcia gdzie mnie prowadzi. Jednak po chwili dotarło do mnie, że All Time Low właśnie dają koncert...to co tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ok, rozumiem, że może się mnie wstydzić ale żeby od razu wymieniać mnie na moją przyjaciółkę...-Vinny, nie chcę na to patrzeć...-spuściłam wzrok.
I gotta say something I've been thinking about.
I can't wait to lay around with you.
And tell you all the secrets I've been keeping to myself.
- usłyszałam z ust Alexa. Czemu kierował te słowa do Julie? Oboje mnie okłamywali?


JACK
It's been awhile since I've felt butterflies.
Do you feel the same way too?
If every single second could last that much longer. - kiedy Julie zaczęła śpiewać, o mało nie zapomniałem akordów.
Would you hold me? - odwróciła się w moją stronę i lekko uśmiechnęła. What the fuck is goin on?

JULIE
Śpiewanie z Alexem było na prawdę magicznym przeżyciem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjdę na scenę z mikrofonem, przed taką wielką publicznością, której będzie się jeszcze podobało to co robię.

And kiss me again underneath the moonlight.
You're more than a friend, oh.
I knew it from the first sight, yeah.

Hold me, feel my heart beat.
Put your arms around me.
And kiss me again.And kiss me again.

I gotta say I wasn't expecting you.
To come this way and fall into my arms.
And now I know I can't deny this feeling any longer.

I close my eyes, I can't stop thinking about you.
Crack a smile, I just can't lose.
At a mile a minute my heart beats to the limit when I'm with you.
So, kiss me again underneath the moonlight.

You're more than a friend, oh.
I knew it from the first sight, yeah.
Hold me, feel my heart beat.Put your arms around me.And kiss me again.I can't let you go, can't let you float away.
'Cause that would be a mistake.
I'm not ready to run, can't let you go to waste. No, no, no, no. - wtedy Gaskarth w końcu ruszył się po tą osobę, której tutaj brakowało. Nathalie. Tak zaskoczonej chyba nigdy jej nie widziałam.

And kiss me again underneath the moonlight.
You're more than a friend, oh.
I knew it from the first sight, yeah.


Hold me, feel my heart beat.
Put your arms around me.
Hold me, feel my heart beat.
And put your arms around.
And kiss me again, and again, and again.
Oh, kiss me again.
- wtedy pocałował ją. Na oczach wszystkich. Tłum gwizdał, klaskał. Wyglądała na taką szczęśliwą i zakochaną. -Tak, ta słodka osóbka tutaj to moja dziewczyna. Fajnie, nie? -wrzasnął do mikrofonu, obejmując rudzielca. -Fajnie- odezwałam się śmiejąc się lekko.
Poczochrałam im włosy dając buziaki w policzki i kiedy chciałam już zejść ze sceny, Jack złapał mnie w pasie i nim zdążyłam się zorientować nasze usta połączył pocałunek. Wtedy ludzie już totalnie oszaleli. Zaczęło lekko kręcić mi się w głowie, co się w ogóle dzieje? Oddałam się tej chwili. Nie chciałam uciekać. Może się sparzę, trudno.

-Just me mine, ok?-szepnął mi do ucha.

sobota, 7 grudnia 2013

5# I'm so afraid of the dark

Wróciłam razem z Jackiem do autobusu. Wszyscy byli zdziwieni moim zniknięciem, jednak nie miałam ochoty na żadne wyjaśnienia. Przeszłam obok nich w stronę łazienki, rzucając tylko lekki, dość wymuszony uśmiech. Kolejny prysznic, lodowaty, chciałam po prostu oprzytomnieć. Wrócić do siebie. Starałam się cały czas zająć czymś głowę, aż po chwili usłyszałam jakieś krzyki na zewnątrz. -Mówiłem Ci, że nigdzie dziś nie wyjdzie! Nie jest w stanie. Uwierz mi, Mike...Nie chcę się z Tobą kłócić... -Niech sama mi to powie, po tym jak się obściskiwaliście romantycznie w deszczu!-krzyknął. -Hej, Hej, nic nie ogarniasz...
-Boże, za chwile dojdzie do jakichś rękoczynów...-pisnęłam, zawijając się w ręcznik i wypadając z łazienki jak oparzona. Wtedy zobaczyłam Jacka i Mike'a skaczących sobie do gardeł. -HEJ! Dość. Co to ma być? -spojrzałam lodowatym wzrokiem na tą dwójkę. -Ale..ale..-zaczęli się tłumaczyć. -Nie chcę słuchać waszych ale. Skąd Jack możesz wiedzieć, że nie chcę nigdzie iść? A może chcę. Właśnie, że chcę. - zmierzyłam ich wzrokiem. -Mike, daj mi 10 minut. - uśmiechnęłam się lekko po czym odciągnęłam Barakata na bok. -Co Ty robisz? Jesteś moim adwokatem czy co? - uniosłam jedną brew do góry splatając ręce na klatce piersiowej. -Po prostu chciałem spędzić z Tobą trochę czasu, to źle? - oburzył się lekko po czym spuścił wzrok. -Mogłeś to załatwić w inny sposób, niż zaciąganie mnie do siebie na siłę. - spojrzałam na niego już nieco spokojniej. -Nie idź... -Idę. Wybacz.-odeszłam. Nie wiem dlaczego ale serce mi się krajało kiedy spoglądał tak na mnie. Boże co się ze mną dzieje? W sumie to na prawdę wolałam zostać tutaj, ale nie chciałam jednocześnie robić Mike'owi przykrości.
Szybko ogarnęłam się w toalecie do reszty. Włożyłam na siebie czarne rurki, lamparcie vansy i czarną bokserkę, a to szarą wyciętą bluzę, spryskałam się perfumami i byłam gotowa.
-Na razie! - rzuciłam do wszystkich i wyszłam zaraz za Fuentesem. Co ja w ogóle wyprawiam?
-Więc jaki plan na dziś?- uśmiechnęłam się lekko w jego stronę wychodząc na zewnątrz. -Zobaczysz...-spojrzał na mnie tajemniczo. Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy. Sama nie miałam pojęcia gdzie mnie zabiera. Dziwne było w ogóle to, że gdzieś mnie zaprosił. Ale ok. Po niedługiej chwili dojechaliśmy na miejsce jednak w samym samochodzie słychać było tylko muzykę dochodzącą z radia. Czułam się nieco niezręcznie. Kiedy wysiedliśmy, Mike zapłacił kolesiowi należną kwotę a ja juz wtedy wiedziałam gdzie mnie zabiera. Kino. Moja największa zmora. Tam to wszystko się wydarzyło. Tam dobrał się do mnie, to było 3 albo 4 lata temu. Najgorsze jest to, że całą sprawę umorzyli z racji, że był to mój narzeczony. Boże, byłam taka młoda i głupia. Z tych rozmyślań wybił mnie głos Fuentesa. -Wszystko ok? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - zaśmiał się. -Eeee, nie wszystko spoko-przełknęłam głośno ślinę i wymusiłam na sobie uśmiech. -Chodźmy...-złapał mnie za rękę i wciągnął do środka. Zapłacił za bilety i popcorn. Weszliśmy do środka. Sala była pusta. Jeśli w ogóle mogę to nazwać salą. Stało tam może 8 albo 10 skórzanych sof obok każdej stolik z alkoholem. Ok, to jest dziwne. Znaczy „too romantic” jak dla mnie. -Siadasz? - Fuentes spojrzał na mnie już rozwalony na połowie kanapy. -Chyba nie mam wyboru.-usiadłam obok, lekko się uśmiechając. Mogłam posłuchać Barakata i zostać z nimi...Byłam totalnie nie w humorze na randki. Myślami gdzie indziej, na szczęście w czasie filmu nie musiałam nic mówić. Jednak po chwili poczułam jak jego dłoń wędruje gdzieś wokół mojej talii. Przeszły mnie ciarki i wspomnienia mignęły przed oczami jak w kalejdoskopie. -Co..co robisz?-zająkałam się i miałam nadzieję, że zabierze rękę. -Jak to co? Chcę być bliżej. Nie mogę? - popatrzył mi w oczy po czym wcisnął nos w moje włosy. -Nie mogę...wybacz. -szybko wstałam, czułam na sobie lekkie dreszcze.
-O co Ci chodzi? Nie jestem Barakatem, to dlatego?! - krzyknął. - Co? Nie! Przestań. Nic nie rozumiesz. -wgapiłam się w podłogę. On również wstał. -No to słucham...-ciągnął zły. -Nie mogę powiedzieć...-zaczęłam się cofać, a on podchodził coraz bliżej i bliżej. -Po prostu nie chcesz...a mi się takie wymigiwanie nie podoba, oj nie. - spojrzał na mnie i juz czułam jego oddech na twarzy. -Przestań proszę...-w tym momencie dobiłam do ściany. Nie słuchał mnie, nie wiem co w niego wstąpiło, ale miała dość wrażeń na jeden dzień. Uciekłam. Wybiegłam z kina i wsiadłam do taksówki. Odjechałam zostawiając go tam. Czułam jak całe moje ciało się trzęsie. Szybko zapłaciłam kierowcy i skierowałam się do tourbusa All Time Low. Chciałam być sama, ale to co tam zobaczyłam przeszło moje oczekiwania. Zobaczyłam Jacka totalnie zchlanego, nagiego, a obok niego leżące 2 dziewczyny. Podeszłam z ręcznikiem i kopnęłam go w kostkę. Obudził się. -A Ty nie na randce? - burknął. -Dla Twojej wiadomości nie, i masz weź się okryj czymś chociaż – rzuciłam oschle i poszłam do swojego łóżka. -Julie...-usłyszałam zza siebie jednak nie odwróciłam się. Zasunęłam tylko zasłonkę, założyłam słuchawki na uszy i starałam się zasnąć. Łzy jednak były silniejsze i pociekły po moich policzkach po raz kolejny dziś.

NATHALIE
Cały dzień z Alexem, boże. Znaczy super i wgl. Nie sądziłam, że będzie się tak zachowywał. Zabrał mnie na kawę, potem poszliśmy do parku. Leżeliśmy na trawie. Nawet nie wiem ile.
-Alex...może to głupie, ale kiedy już to wszystko się skończy? - spojrzałam na niego, leżąc na jego klatce piersiowej. -Nie planuję tego kończyć głuptasie, Ty też powinnaś tak myśleć – wtedy moje serce zaczęło być szybciej. Nic nie odpowiedziałam tylko pocałowałam go, już nic się dla mnie nie liczyło. Byłam szczęśliwa.

 -Jednak wiesz co, zachowajmy to na razie w tajemnicy, ok? - usłyszałam po chwili.

środa, 4 grudnia 2013

Prośba

Hej wszystkim Hustlers i nie tylko :)
Mam małą prośbę do wszystkich, którzy przeczytają tego posta. Bardzo prosiłabym o większe zaangażowanie i wyrażanie swojej opinii...bo głupio mi tak pisać nie wiedząc nawet czy ktoś to czyta.


niedziela, 1 grudnia 2013

#4. I just want...

Czułam jego odrażający oddech na swojej szyi, jego wstrętne usta całujące moje ciało gdzie popadnie. Starałam się wyszarpać ale to było na nic...nie byłam wystarczająco silna. Kiedy dotknął mojego ciepłego ciała ciarki przeszyły mnie aż do kości, chciałam krzyczeć ale z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk, byłam przerażona, łzy płynęły mi po policzkach jak oszalałe i wtedy poczułam przeszywający ból, ból którego nigdy nie powinnam była zaznać...
W tym momencie otwarłam oczy, serce waliło mi jak oszalałe, a wzrok biegał po całym pomieszczeniu. Zdałam sobie sprawę, że jestem w tourbusie a to był tylko sen. Przynajmniej teraz, to wspomnienie wraca do mnie często, nawiedza mnie w snach, straszy. Boję się, że wróci...że znowu mi to zrobi.
Pot ściekał mi z czoła, spojrzałam na zegarek, była 8. Wszyscy jeszcze spali. Wstałam i od razu poszłam do łazienki, szybki, zimny prysznic był mi potrzebny, starałam się jakoś wyrzucić do z głowy ale nie potrafiłam. Musiałam się więc czymś zająć. -Zrobię im śniadanie. Tak.- szepnęłam cicho, idąc do kuchni. Znalazłam w szafkach wszystko co potrzebne do zrobienia pancake'ów, a nawet syrop klonowy i bekon. Starałam się być bardzo cicho, ale po zrobieniu bekonu zapach rozniósł się po całym autobusie. Budząc wszystkich. -O kuźwa, Rian znowu gotujesz? - usłyszałam zachrypnięty i przepity głos Barakata. -Nie, pojebało Cię? Przecież śpię pod Tobą – dodał Dawson. -To kto...?-urwali oboje. -Julie...?-wyciągnęli głowy poza łóżka.
-Cześć! - pomachałam im trzepaczką do jajek, ubijając ciasto na naleśniki. Jack zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. -Możesz się ubrać? Czy chcesz żeby mi stanął już tak z rana? - uniósł brew ku górze. -Przecież jestem ubrana, idioto. Nie widzisz spodni? - spojrzałam na niego.
-Nie, nie widzę. -Kurwa.- przeklęłam pod nosem. Zapomniałam ubrać spodenek. -Trudno, musisz to przeboleć bo inaczej śniadanie się spali. - zaśmiałam się, kontynuując. -Nie no spoko, mi tam pasuje. - powiedział Zack wstając i podchodząc do mnie. Tym samym połaskotał mnie w bok, tak, że prawie zgięłam się jak przecinek. -Spaaaadaj! Bo nie dostaniesz jedzenia! - wytknęłam mu język.
-Ok, ok już siadam. - burknął biorąc ze sobą butelkę wody. Po chwili dołączył do niego Jack i reszta.
-Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy – nałożyłam każdemu z nich po 5 pancakeów, troche bekonu i polałam to syropem klonowym. Sama usiadłam na blacie z kubkiem herbaty w dłoni. -Nie jesz?-Rian spojrzał na mnie pytająco. -Nie, nie jestem głodna. - uśmiechnęłam się lekko, po czym zeskoczyłam i poszłam po spodnie od dresu. -Idę się przewietrzyć jeśli nie macie nic przeciwko. - spojrzałam po nich i otwarłam drzwi. Zanosiło się na deszcz, ale musiałam pobyć trochę sama. Usiadłam gdzieś na krawężniku i wyjęłam jednego papierosa, którego trzymałam na takie właśnie chwile. Ogólnie nie palę, ale to mnie przerosło. Odpaliłam i po chwili poczułam jak gorzki dym wypełnia moje płuca. Rozpadłam się znowu. Łzy poleciały po policzkach a zimny wiatr sprawił, że ciarki przeszły po całym moim ciele. Buch za buchem. A te obrazy nie chciały wyjść z mojej głowy, trzęsłam się i prosiłam Boga, żeby nikt mnie nie zobaczył. Kiedy skończyłam pepierosa podkuliłam nogi pod brodę i twarz schowałam w dłoniach. Lunął deszcz. -ODEJDŹ...WYJDŹ Z MOJEJ GŁOWY...-krzyknęłam nie zważając, że ktoś może mnie usłyszeć. Zdążyłam przemoknąć już do suchej nitki. Ubrania, które miałam na sobie przylegały do mojego lodowatego ciała. Siedziałam sama nie wiem ile, a łzy nie chciały przestać płynąć. Nagle poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Wzdygnęłam się nieco. Po dzisiejszym śnie, bałam się jakiegokolwiek dotyku drugiej osoby. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Jacka. -Chodź...-urwał bo wpadłam mu w ramiona i wtedy wybuchłam histerycznym płaczem. -Boję się...tak bardzo. -Cicho już...-uciszył mnie i umocnił uścisk. -Jestem tu, nic Ci nie będzie...-pogładził moje plecy żebym lekko się uspokoiła.

JACK
Trzymałem ją w ramionach. Była cała roztrzęsiona, pachniała różami i papierosami. Byłem zdezorientowany, co mogło się stać, że tak zareagowała. -To przeze mnie? - spojrzałem jej w oczy. Była taka przerażona. -Nie...to...nieważne...-załkała i wcisnęła nos w moją koszulkę. O nic więcej nie chciałem pytać, ewidentnie nie chciała o tym mówić. Przytuliłem ją mocniej, by chociaż trochę bardziej czuła się bezpiecznie. -Przepraszam...jestem taka beznadziejna...
-Nie jesteś. -pocałowałem delikatnie jej czoło. -Jack...

NATHALIE
Obudziłam się rano, kiedy wszyscy już jedli śniadanie. Tylko Mike siedział mokry jak kura. -A Tobie co? Pod prysznic wchodzi się bez ubrań. - zaśmiałam się. Nic nie odpowiedział. Siedział tylko wpatrzony w kubek kawy. -No braciszku fajka Ci nie smakowała czy co?- Vic zadrwił z niego lekko. -Spadaj, widziałem coś czego widzieć nie powinienem. Obściskującą się Julie z Barakatem.-rzucił i zniknął w tylnej części autobusu.
Nie chciałam go już męczyć, więc wzięłam prysznic i gdy wróciłam na wyświetlaczu telefonu widniała wiadomość. „Od: Alex. Spotkajmy się proszę. Wyjdź teraz, jeśli możesz. Błagam” I co mam zrobić? Ulec mu? Damn it. Zabrałam parasol i wyszłam. Zauważyłam go zaraz obok naszego autobusu. Stał bez parasola, już cały przemoczony, zrobiło mi się go szkoda, ale nie chciałam po sobie pokazywać niczego.
-Czego chcesz? - prychnęłam patrząc mu prosto w oczy. -Pogadać...wyjaśnić, przeprosić...-plątał się w słowach. -Słucham. Chociaż nie wiem czy jest tutaj w ogóle cokolwiek do wyjaśniania. -odwróciłam wzrok. Dalej stał w deszczu jednak podszedł nieco bliżej.
-Jestem dupkiem, bo na prawdę mi się podobasz, a ja jak głupi robię wszystko żeby Cię to siebie zniechęcić. Ta wczorajsza akcja, sam nie wiem dlaczego to zrobiłem... -Może dlatego, że jesteś dupkiem. - spojrzałam na niego wzrokiem pełnym złości i smutku. -Źle mi z tym, co zrobiłem, powinienem spędzić z Tobą tamten wieczór, tak bardzo tego chciałem... -Przestań Alex – zamknęłam parasol. -Nic nas nie łączy, nie musisz mi się tłumaczyć, ok, pomyślałam wczoraj, że może traktujesz mnie inaczej, ale to pewnie tylko moje przywidzenia, może dorabiam sobie historię, której nie ma, a której tak bardzo potrzebuję. Nie chcę i nie będę Cię ograniczać, bo nie mam takiej władzy. Tylko proszę, nie dawaj mi mylnych sygnałów...-spojrzałam na niego i łzy popłynęły po policzkach. -To boli...-szepnęłam. Nie odpowiedział nic, podszedł i pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek wplatając dłonie w jego mokre włosy. Serce zdominowało rozum, który krzyczał, „przestań idiotko, uronisz przez niego jeszcze nie jedną łzę”. Nasze języki spotkały się, dałam mu wolną rękę, tak łatwo mu wybaczyłam...


 Przez cały dzień padało, festiwal został odwołany i przeniesiony na dzień następny. Więc cały boży dzień mogliśmy się lenić.

poniedziałek, 14 października 2013

3# I don't wanna waste another minute here

 Dojechaliśmy na miejsce późnym popołudniem, i jako, że nie miałam ze sobą żadnych ale to żadnych ubrań, ani tym bardziej bielizny, musiałam zrobić jakieś zakupy. Mając na uwadze wcześniejsze wyznanie Nathalie zawinęłam ze sobą Alexa. Miałam gdzieś czy ma coś do roboty, czy nie. Miał ze mną pójść i tyle. -Rusz się nooo. - jęknęłam czekając na niego u wyjścia. -O wynosisz się? No nareszcie. - parsknął Barakat wchodząc do środka. -Niedoczekanie Twoje, kochanie – posłałam mu ironicznego buziaczka, uśmiechając się lekko. Po chwili Gaskarth wyszedł z toalety ciesząc się do mnie jak małe dziecko, wyszliśmy na powietrze i wtedy zadzwoniłam do Nathalie, żeby uświadomić ją, iż wybieramy się na duże zakupy. Usiedliśmy na krawężniku czekając na nią. - Chodź tu, zrobimy sobie hipsta fotkę na instagrama – przysunął się i obejmując mnie jedną ręką, drugą zrobił zdjęcie. -Jeszcze mnie zjedzą wszystkie fanki a nawet nie jestem tutaj 2 dni – zaśmiałam się cicho i od razu polubiłam dodane zdjęcie. Nawet nie zauważyłam, że nie zabrał ręki, to było jakieś takie naturalne. OMG, da fuk is goin on? Alex staph, nie będę tego robić przyjaciółce. Wtedy też przyszła Nath razem z Mikem. Shit, to dopiero może być drama. Lubiłam tego gościa, serio, ale bałam się, że jeszcze coś sobie pomyśli i co? DRAMA.
-A co to? Podwójna randka? - Fuentes uniósł lekko brew, witając się z nami. -Chyba w Twoich najśmielszych snach. - zaśmiałam się cicho.
Pod bramę festiwalu, gdzie zatrzymały się wszystkie tourbusy podjechała taksówka, która miała nas zawieźć pod centrum handlowe. Tak też zrobiła. Chłopcy wyskoczyli z paru dyszek i weszliśmy do środka.
-Ciekawe jak mamy robić zakupy razem z nimi? - wskazałam na tą dwójkę stojąc obok Nathalie, ta zaśmiała się nieco w odpowiedzi. -Nie wiem, ale chodźmy. - pociągnęła ich do siebie przepraszając dość rozzłoszczonych fanów. -Oddamy ich później, obiecuję! - krzyknęłam idąc przodem. Ok, oficjalnie nie wiem co się tutaj dzieje. Robię zakupy z Fuentesem i Gaskarthem, wtf.
Czasu nie było wiele, więc kupiłam na szybkości to co potrzebowałam, miliony koszulek, koszul, bluz i kilka par spodni, pare sukienek. Na koniec zostało to, czego nienawidzę kupować z facetami. Bielizna.
Kiedy zaczęłam oglądać ją w jakimś zwykłym sklepie Mike oburzył się strasznie. -Chyba nie chcesz chodzić w czymś takim? - spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem. -Potrzeba Ci czegoś zdecydowanie bardziej sexy. - ehkem co? Że niby jeszcze mam w tym paradować przed nim? Serio? Nie. Alex niestety przyznał mu rację i zaciągnęli mnie do Victoria's Secret. Uwielbiam ich sklep, ale nie stać mnie na zakupy tutaj...
-No to, weźmiemy to, to, to a no i jeszcze to, aaa nie zapominajmy o tym- ładowali na mnie całe tuziny wszystkiego. Serio, wszystkiego co było w sklepie. Nath tylko stała z boku i ledwo utrzymywała się na nogach ze śmiechu. -Powodzenia. - prychnęła z usmiechem.
-A Pani też tutaj pozwoli. - spojrzał na nią Alex, wybierając jej całkiem niezły czarny komplecik. Wtedy zaświeciła mi się pomysłowa lampka i władowałam się razem z Mikem do przymierzalni starając się zostawić ich samych. -Przymie...-uciszyłam go, przykładając palec wskazujący do jego ust. -Wszystko będzie pasować...-pisnęłam cicho kiedy ten przygryzł mi go. -Auu...ochujałeś?-pacnęłam go lekko, śmiejąc się cicho. Po chwili jednak dodałam. -Ale...ale mnie na to nie stać...to jest takie śliczne, no ale...-usiadłam na sofie w przymierzalni, wzdychając ciężko. -Chyba nie myślałaś, że każę Ci za to zapłacić?
-Właściwie to myślałam, że tak...-ciągnęłam. -To, źle myślałaś-szepnął mi do ucha.
-Naaa, na mni-e? -zająkała się lekko widząc jak Gaskarth na nią patrzy. -Ok, będzie dobre.- utkwiła wzrok w podłodze i kiedy chciała już zabrać wieszak od niego, ten przyciągnął ją do siebie i wyszeptał cicho. - Ja stawiam, ale muszę Cię w tym kiedyś zobaczyć.- minął ją, przyszczypując niezauważalnie jej bok.
Kiedy wypełzliśmy z Fuentesem na zewnątrz Alex i Nathalie stali już przy kasie. Wymieniliśmy z brunetem wylewne spojrzenia i dołączyliśmy do nich. Kiedy usłyszałam cenę tego wszystkiego, myślałam, że zemdleję. Ale w końcu to nie ja płaciłam.
Wyszliśmy z całej galerii tylnym wyjściem tak aby ominąć jakichkolwiek ludzi a tym bardziej fanów. Szybki przejazd taksówką i byliśmy na miejscu. Boże, byłam padnięta. Nie zważając na wszystkich dotoczyłam się ze wszystkimi torbami do tourbusa. Na moje nieszczęście był tam tylko Jack...
JACK
Cholera, miało jej tu nie być. A jednak, będzie tu całe lato, miałem odpocząć a tymczasem, co? Gówno z tego. Może i ma mnie gdzieś ale dalej jest pociągająca. -Victoria's Secret? Widzę, że Alex wyskoczył z kasy dla swojej laleczki...-prychnąłem, nawet nie wiem czemu tak się zachowuję...
Podeszła bliżej, za blisko. -Po pierwsze nie jestem laleczką, po drugie nie jestem laleczką Alexa tak dla Twojej wiadomości.-skupiłem się w sumie tylko na jej ustach i to co zrobiłem było najgłupszą rzeczą ever. Pocałowałem ją...
JULIE
Pocałował mnie...co on sobie do cholery wyobraża! Odepchnęłam go. Co innego miałam zrobić, ten człowiek jest...nie mam słów. -Pojebało Cię do reszty?! - krzyknęłam i zasadziłam mu porządny cios z otwartej dłoni w policzek i przetarłam usta. Przeszłam dalej. -Nie zbliżaj się do mnie...wiem, że chcesz się mnie stąd pozbyć ale nie jestem laseczką na zawołanie jak każda Twoja...-wtedy podszedł bliżej i uderzył pięścią tuż nad moją głową. -Nic o mnie nie wiesz. -wrzasnął. -Zostaw mnie po prostu w spokoju, CZEGO ODEMNIE CHCESZ?-nie wytrzymałam i oczy zaszkliły mi się od łez. -Co ja Ci zrobiłam, że na każdym kroku starasz się mi dogryźć, znieważyć i zgnieść?-furia gotowała się we mnie. Nie mówił nic, tylko patrzył. -Dla wspólnego dobra traktujmy się jak powietrze...-usłyszałam i wtedy wyszedł. Po prostu. Zostawił bez cienia wyjaśnień. Rozpadłam się, łzy polały się jak rzeka, a nogi nie wytrzymały ciężaru własnego ciała.
NATHALIE
Gest Gaskartha mnie zdziwił na maxa. Co jak słyszał wszystko o czym mówiłam Julie? Błagam nie, mam do niego słabość. Czuję się przy nim jakby mi wnętrzności wychodziły na lewo. A wątroba zajęła miejsce mózgu.
-Widzimy się potem? - spojrzał na mnie z uśmiechem odchodząc w stronę swojego busa. -Tak..tak, no tak.- uśmiechnęłam się głupio i zaczęłam wchodzić do środka kiedy wpadł mi do głowy idiotyczny pomysł. -Alex czekaj...-wybiegłam, ale jego już nie było. -Cholera-przeklęłam pod nosem.
JULIE
Musiałam szybko się pozbierać, słysząc zbliżające się kroki. Przetarłam oczy i wstałam. Przybrałam dość sztuczny uśmiech i zauważyłam Zacka wchodzącego do środka. -Cześć...-rzekłam, najweselej jak mogłam, ale wyszło mi to koślawo. -Co jest? - ten człowiek chyba od razu wiedział co się stało.
-Nic, nic-skłamałam. - Zastanawiam się tylko, gdzie mogę rozłożyć rzeczy i ewentualnie spać. - uśmiechnęłam się lekko.
-Zawsze możesz ze mną, ale no, tutaj jest wolne. - odsunął mi zasłonkę i zobaczyłam kawałek własnego miejsca. To był najpiękniejszy widok tego dnia. Serio. -Rozgość się i chodź do wszystkich na imprezę potem – puścił mi oczko i zniknął gdzieś na zewnątrz. Totalnie nie miałam ochoty na imprezowanie dziś...ale też nie chciałam siedzieć sama. Musiałam tylko odpowiednio się wstawić wcześniej...Sięgnęłam do lodówki po Jacka i zabrałam ten skarb razem z rzeczami do łazienki. Nie mogłam iść taka zmięta przecież.
Gorący prysznic był tym czego potrzebowałam. Włączyłam muzykę i mogłam stamtąd nie wychodzić. Popijałam ukochane whisky i starałam się zmyć brudy tego dnia. Nawet nie wiem ile tam siedziałam. Wysuszyłam się i ubrałam w wcześniej przygotowane rzeczy. Nic specjalnego. Przylegająca koszulka i czarne rurki. Na nogi wsunęłam czerwone vansy. Szybki makijaż i kilka kropel ulubionych perfum Lady Milion. Brakowało jeszcze jednej rzeczy. Byłam zbyt trzeźwa. Złapałam butelkę w dłoń i poszłam. Nawet nie wiem gdzie szłam. Ale miałam alkohol, to było najważniejsze. Tak idąc znalazłam pewnego rodzaju jezioro czy staw czy kij wie co. W każdym bądź razie usiadłam po turecku na brzegu małego molo i spostrzegłam gdzieś w oddali kąpiącą się parkę. Podniosłam do połowy już pustą butelkę, krzyknęłam. -Wasze zdrowie gołąbeczki – po czym wzięłam sporego łyka Danielsa i wyłożyłam się patrząc w gwiazdy. -Zajebisty wieczór mamy co? - zaczęłam mówić do alkoholu. To znaczy, że już mi wystarczy. Ale gdzie tam. -Zdecydowanie zajebisty – usłyszałam zza pleców. Znowu on? Przecież, miał się trzymać z daleka. -Co tu robisz?-zapytałam, po prostu, nie zmieniając pozycji. -Chcę pogadać, można? - spojrzał na mnie, kiedy odwróciłam głowę i wróciłam do pozycji siedzącej. -Jeśli masz zamiar rozmawiać ze mną normalnie, to owszem, można.-przesunęłam się nieco robiąc Jackowi miejsce.
Nie miałam pojęcia o co mu może chodzić, totalnie nie ogarniam tego człowieka. Ale każdy zasługuje na szanse, tak stwierdziłam. Boże, za dużo alkoholu płynie w moich żyłach...
-Przepraszam, przepraszam za wszystko, za bycie chujem, za te wszystkie słowa i przede wszystkim za ten idiotyczny pocałunek...-przerwałam mu. -Dlaczego? Dlaczego to robiłeś?- spojrzałam na niego wzrokiem pełnym bólu.
-Bo Alex wygrał, znaczy, kiedy Adam powiedział, że będziesz z nami jechać do końca trasy chcieliśmy Cię poznać, ale on był szybszy...-i znowu. -Wiem, wszystko wiem, ale co załatwia bycie chujem? Najpierw chciałeś mnie poznać a teraz co? Zniechęcasz do siebie w tak brutalny sposób? Może wyglądam na kogoś kogo to nie rusza, ale nie jestem taka. To boli, te słowa, kują jak szpilki, prosto w serce. Za dużo tu wszędzie bólu, za dużo bólu w moim życiu...-wpatrzyłam się w taflę wody. -Jeśli nie chcesz zawierać ze mną znajomości rozumiem, ale nie traktuj mnie jak dziwkę...-łza spłynęła po moim policzku i tym razem on wszedł mi w zdanie. -Nie chcę, nie chcę Cię ranić, po prostu ta cała sytuacja jest jak powtórka sprzed roku, moja była dziewczyna dołączyła do nas w trasie i wszystko wygląda tak samo jak wtedy...to mnie przerosło, ona dalej we mnie siedzi, mimo, że raniła mnie cały czas ja wracałem jak głupi...-przeniosłam swój wzrok na niego. -Ale ja nie jestem nią, i my nie jesteśmy w żadnym związku, nawet tak na dobrą sprawę się nie znamy...więc nie porównuj mnie do kogoś takiego, skoro nawet mnie nie poznałeś, proszę.-podałam mu butelkę, której zawartość wystarczyła ledwie na jeden łyk. Po czym wyciągnęłam ku niemu rękę. -Jestem Julie Smiths, nie jestem raniącą serca suką, mam nadzieję, że się jednak dogadamy - uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam. -Dziękuję... -Za co?- uniosłam brew ku górze. -Za nowy początek. -również się uśmiechnął. -Wracajmy, ok? A i jeszcze jedno jeśli mamy zacząć od początku, to żadnego całowania, seksu ani niczego podobnego między nami. - spojrzałam na niego wylewnym wzrokiem. -Jasne.
JACK
Ok, skończyłem z byciem dupkiem dla zasady. Albo dokładniej mówiąc dla Niej. Udało mi się, powiedziałem to co chciałem, jednak wszystko, bo to za bardzo boli. Dalej...Powinienem się ogarnąć, iść dalej. Może Julie mi pomoże, mam taką nadzieję, bo jeśli ona nie będzie potrafiła przywrócić mnie do poprzedniego stanu, to chyba nikt tego nie zrobi.
-Wracajmy...-uśmiechnęła się lekko, stojąc nade mną. -Tak...tak. Jeszcze coś sobie pomyślą, jak to oni mają w zwyczaju. - również wstałem odwzajemniając uśmiech. Ruszyliśmy w drogę powrotną i wtedy odkryłem, że totalnie źle oceniłem tą dziewczynę. I tak na prawdę nic o niej nie wiem.
Kiedy byliśmy na miejscu podałem jej piwo i usiedliśmy razem ze wszystkimi. Jednak o dziwo ochoczo zagadywała mnie rozmową. Ucieszyłem się. Nawet mimo tego, że to pewnie alkohol tak na nią podziałał.
NATHALIE
Bałam się tego wieczoru. Ale wyszykowałam się i poszłam razem z chłopakami w wyznaczone miejsce. Ludzi było multum, muzyka na full. Jednak w tłumie szukałam tylko jednej osoby. Alexa. Błądziłam wzrokiem wszędzie, w końcu dojrzałam go razem z Quinnem i Vicem. Podeszłam do nich i przywitałam się a do ręki wciśnięto mi butelkę Corony. Spoko, uwielbiam Wraped za darmowy alkohol. Ale nie tylko za to. Za możliwość spotkania tych wszystkich ludzi. Cudownych ludzi. Za możliwość codziennych imprez we wszystkimi. Jednak teraz chciałabym być tylko z jedną osobą. Może to samolubne z mojej strony, ale taka prawda.
W tłumie ludzi zauważyłam też Julie... -Boże! Widzicie to samo co ja? Bo ja chyba źle widzę. Czy to jest...-Gaskarth przerwał mi. -Julie z Jackiem? - wszyscy spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. Co się stało, że nagle ze sobą piją a nawet rozmawiają. W tym momencie muzyka zaczęła grać a ja, jako, że wypiłam zbyt mało, żeby iść tańczyć, zaszyłam się gdzieś między autobusami razem ze zgrzewką piwa. Usiadłam po turecku, otwierając drugą butelkę, głowę wsparłam na stojącym za mną pojazdem i wpatrzyłam się w gwiazdy. Wieczór, a raczej noc była cudna. Szkoda tylko, że musiałam siedzieć sama. Blondynka już odpowiednio wstawiona bawiła się ze wszystkimi. Nawet z Barakatem. Cieszy mnie to, że już nie chce stąd uciekać. Uśmiechnęłam się lekko do siebie myśląc o tym, że spędzimy prawie całe lato razem. Tak leciały mi kolejne minuty, i butelki. Jednak po czasie usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się i zobaczyłam Alexa, który już ledwo trzymał się na nogach i obejmował jakąś laskę. Lekko się we mnie zagotowało nie powiem, jednak bardziej poczułam w środku ukucie...-Ej, tygrysku...tutaj jest chyba zajęte...-zawiesiła mu się na szyji, całując ją. O mało nie zwróciłam wtedy zjedzonej wcześniej kolacji. -Nie...nie przeszkadzajcie sobie...-wstałam, wzięłam ze sobą to co mi zostało i kiedy odchodziłam odwróciłam się, nie wiedzieć czemu. Widziałam jego spojrzenie, patrzył mi prosto w oczy, przepraszająco, odpowiedziałam mu lodowatym wzrokiem. Przepadłeś wtedy w moich oczach...bardzo. -Myślałam, że jesteś inny...-rzuciłam. -Nath...czekaj. - podbiegł do mnie i złapał za ramię. -Zostaw mnie! Idź się zabawiać z tą cizią! Odejdź...-oczy zaszkliły mi się od łez jednak nie dałam im spłynąć po moim policzku. Nie chciałam pokazywać, że mnie to rusza. Ale chyba i tak nie potrafiłam tego ukryć. -Wybacz... -Przestań, jesteś pijany...nie będę z Tobą rozmawiać teraz, żegnam. - odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem odeszłam. Wróciłam do wszystkich, jednak już niewiele ludzi tam spotkałam. Jedyną osobą której teraz potrzebowałam była Julie...Znalazłam ją. Razem z Jackiem i Mikem. Podeszłam, a raczej podbiegłam i padłam blondynce w ramiona...
JULIE
-Hej, hej piękna, co jest? - spojrzałam na rudzielca odgarniając jej włosy z czoła. Nie uzyskałam odpowiedzi, tylko ciche łkanie. -Hej, no co jest? - ponowiłam pytanie. -Jestem głupia...myślałam, że traktuje mnie serio, a tymczasem jednak to wszystko nic nie znaczyło...-popatrzyła na mnie, wychodząc z uścisku. -Usiądź i powiedz co się stało...-wskazałam miejsce obok Jacka a tym samym zajęłam jedno obok Fuentesa.
-No więc...-przetarła oczy uspokajając się nieco. -Siedziałam tam o, za autobusami, myślałam, no i takie tam, kiedy przyszedł, albo raczej dotoczył się Gaskarth z dziewczyną na boku...nie powinnam mu mieć tego za złe ani nic, no ale wiesz...
-Ehhh...-westchnął Jack obejmując ją ramieniem. -Nie przejmuj się nim, taki jest kiedy wypije. Kasanova pieprzony. Moim zdaniem powinnaś po prostu ochłonąć i nie przejmować się, albo przynajmniej nie dawać po sobie poznać....-przerwałam mu. - Podobasz mu się...-powiedzieliśmy równocześnie z Mikem. Spojrzałam wtedy na niego z lekkim zdziwieniem. A on tylko uśmiechnął się, ale jakoś tak inaczej...O fuck.
-Prześpij się z tym spokojnie, on sie Tobą zajmie...-poklepałam bruneta po plecach i wstałam. -Barakat! Idziemy spać! - wydałam rozkaz śmiejąc się przy tym, po czym podeszłam do przyjaciółki i szepnęłam do jej ucha. - Wszystko będzie dobrze. Wiem to. -cmoknęłam ją w policzek i pokierowałam się z Jackiem do naszego, albo raczej ich tourbusa.
-Dobranoc Julie...-usłyszałam od Fuentesa. Lekkie ciarki przeszły mi po plecach i opowiedziałam jedynie uśmiechem. Weszliśmy do środka a wszyscy juz spali. Nawet Alex. Dochodziła 4...
-Wskoczyłam do swojego łóżka i zasunęłam zasłonkę, szybko wsunęłam koszulkę i kiedy miałam zasypiać usłyszałam znowu.
-Dobranoc Julie...-odsunął lekko zasłonkę i uśmiechnął się. -Dobranoc Jack...-poczochrałam mu włosy i z uśmiechem zamknęłam oczy.
Nie wiedziałam wtedy jeszcze co tak na prawdę siedzi w ich głowach...i chyba lepiej dla mnie.

poniedziałek, 7 października 2013

2# Why do you hate me so much?

Obudził mnie warkot silnika i odgłos tłuczonego szkła w kuchni. Otwarłam oczy i zaczęłam się powoli zastanawiać gdzie jestem. -Kurwa.-pisnęłam i wsunęłam na siebie leżącą obok koszulkę. Delikatnie odsunęłam kotarkę łóżka i wysunęłam przez nią głowę. -Kurwa...-powtórzyłam widząc gdzie tak na prawdę się znajduję. Widok Alexa w kuchni nie polepszył mojego nastroju. Ale cóż, musiałam wstać i stawić czoła jemu i potężnemu kacowi.
-Nooo cześć – Rian krzyknął siedząc na kanapie i machając butelką wody w moją stronę. -Tego chcesz? Chcesz tego, wiem.
-Cześć. Tak. Daj. Mi. To. Proszę. Ładnie. - podeszłam do niego mówiąc dość łamanym angielskim i dosłownie wydarłam mu z rąk wodę. Już pierwszy łyk poprawił moje samopoczucie. Usiadłam obok perkusisty i bez słowa zaczęłam wpatrywać się w zasunięte żaluzje. Nie zdawałam sobie wtedy jeszcze sprawy z tego, że jestem gdzieś w środku niczego, zdala od domu. -No pięknie, w nocy Alex a teraz ja?-usłyszałam gdzieś z dala. To był Jack, dość wkurzony, sama nie wiedziałam czemu. -O co Ci chodzi?-wstałam, podeszłam do niego opierając dłonie na biodrach i unosząc brew ku górze. -O nic, o nic...ale koszulkę mogłabyś mi oddać, planowałem ją dziś założyć...-parsknął ironicznie. -Już się robi książę.-zdjęłam koszulkę na jego oczach i rzuciłam ją w niego. Szybko założyłam pozostałe części garderoby i nic nie mówiąc poszłam do kuchni gdzie swoją drogą znajdował się Alex.

JACK
Głowa mi pęka, mimo, że nie wypiłem wczoraj za dużo. Może za dużo myślę? Tyle się dzieje dookoła ostatnio, jeszcze ona się pojawiła. Julie. Nawet nie wiem dlaczego tyle o niej myślę, przecież jej nie znam. Jest ładna to fakt, ale bez przesady, nie jest Molly. Jest zwyczajna. Tak. Dokładnie, tej wersji się trzymajmy. Muszę zachować pozory oschłości, może to minie. Oby. Wyjdź z mojej głowy blondi. Cały czas mam przed oczami ten jej pijany, seksowny wzrok, wtedy nic się dla mnie nie liczyło, tylko ona. Zrobiłbym wszystko, gdyby tylko kiwnęła palcem. A teraz znowu wybija mnie z rozmyśleń.
-Dzięki.-burknąłem pod nosem. Czemu tak się zachowuję...?

w tym samym czasie – tourbus PTV

-Ktoś tu nieźle zabalował. - zaśmiał się Mike widząc Nathalie, która ledwo wyczołgała się z łóżka. -Przestań się nabijać i daj mi wody...- burknęła, zachrypniętym głosem, walając się obok na tylnej kanapie. -Leeeeeeci! - krzyknął Vic, robiący naleśniki w kuchni. -Auuu...-butelka wylądowała wprost na głowie rudzielca. -Dzięki.
Faktycznie zabalowała, ale cóż, nie można czasem? Ok, na wraped to codzienność. Sex z Merrickiem jednak to nie codzienność. Już sobie wyobrażam to wyrzeźbione ciało. Matko, musi być niezły. I pewnie był.
Odkąd znam tą dziewczynę nigdy nie była typem, który potrafi się przywiązać do faceta, więc lepiej byłoby dla Zacka gdyby nie wiązał z zaistniałym incydentem żadnych nadziei.
-Ej wiecie, co z moją kumeplą, taka blondynka, siedziała z Gaskarthem cały wieczór wczoraj.?
-No pewnie jedzie z nimi, wątpię, żeby była w stanie wczoraj wyjść. - zaśmiał się Mike, puszczając dość wylewny wzrok na dziewczynę. -aaa ok. - i jedna brew poleciała ku górze i śmiech rozniósł się po autobusie.

-Cześć. - podeszłam do Alexa, lekko się uśmiechnęłam i wzięłam jedną kanapkę z talerza. -No cześć, dobrze spałaś? -Tak, tak... - w tym momencie urwałam.
-Ej tak właściwie to nie powinnaś być teraz w drodze do domu? - burknął Barakat, wychodząc z łazienki i wyrywając mi ledwo co zaczętą kanapkę. -Nie musisz się martwić, kiedy dojedziemy na miejsce, już nigdy nie zobaczysz mojej gęby, zadowolony? - parsknęłam przez zęby spoglądając mu prosto w oczy i minąwszy go zamknęłam się w toalecie. Chciałam się odświeżyć a przede wszystkim pobyć sama. Chciałam spokojnie pomyśleć.
Czego on ode mnie chce? Zachowuje się tak jakbym mu zabiła pieska...czepia się o wszystko, mam tego dość. Pępek świata się znalazł. Wypieprzam z tego towarzystwa. Dziękuję Mr. Barakat.
Wyszłam z wc i wtedy autokar się zatrzymał. Jedyne co wtedy chciałam było wyjście z tego tourbusa. Taki też miałam zamiar, przewiesiłam torbę przez ramię i ruszyłam w kierunku wyjścia. Wszyscy byli już na zewnątrz.
-Kurwa...-pisnęłam pod nosem. To był środek kurwa niczego...Nie mogłam jechać z nimi dalej, nie z tym burakiem pod jednym dachem. Poszłam więc do Pierce The Veil. -No kogo tutaj przywiało. Olałaś mnie wczoraj, bardzo mi smutno było. - parsknął Mike obejmując mnie ramieniem. -Wybacz zapitemu człowiekowi. - uśmiechnęłam się lekko i poczochrałam mu włosy. -Człowiekowi nie, Tobie tak – uszczypnął mnie w bok. Zaśmiałam się cicho i zobaczyłam zbliżającą się do nas Nathalie. Była równie nieżywa jak ja. Ale w lepszym nastoju niż ja. Przytuliłam ją na powitanie i zanim się od niej oderwałam szepnęłam. -Możemy gdzieś pogadać? Proszę.
Lekko wystraszona zgodziła się. Posłałam Mike'owi lekki przepraszający uśmiech i zniknęłam razem z nią za autobusami. Usiadłyśmy na drodze, bo i tak nie zanosiło się, żeby coś miało nas przejechać. -Mów, o co chodzi, bo się kurde zmartwiłam. - spojrzała na mnie. -Nie wiem o co chodzi, znaczy wiem. Po pierwsze, nie powinno mnie tutaj być, bo przecież czemu miałabym być, po drugie Barakat uwziął się na mnie, zawsze miałam gdzieś jakieś dogryzki czy coś takiego, ale to po prostu kuje mnie, daaaaaaaaamn.-przeklęłam pod nosem. -Weź, od kiedy się przejmujesz czyimś zdaniem, poza tym od kiedy znasz Adama? Myślisz, że ściągnął Cię tutaj bo Ty chciałaś? Hah, kochanie, wszyscy wiedzieli, że tu będziesz. Dlatego Gaskarth pojechał z nim po Ciebie, miał jechać Jack ale przegrał w rzucie monetą...
-RZUCALI O MNIE MONETĄ?! - ok, wkurzyłam się nieco. -Calm yo tits, bbe. Blondas się wkurzył bo chciał Cię poznać a Alux był pierwszy. Wkurza się bo on zawsze zbiera wszystko i wszystkich. Jeśli nie chcesz z nimi to możesz zawsze jechać z nami. -uśmiechnęła się lekko.
-Jesteś najlepsza, ale chyba muszę sobie poradzić z tym wrzodem, patrz Mr. Super, zajebisty Jack Barakat. Potem mogę jechać z wami do końca. Mike będzie cieszył jape cały czas. Dobrze mu to zrobi. - zasadziłam jej lekkiego kuksańca w bok i wstałam przecierając tyłek.
-Ej, czekaj...-chwyciła mnie za nadgarstek kiedy już chciałam odejść. -Co jest? - spojrzałam na nią podejrzliwie. Odgarnęła włosy za ucho, oho, coś się szykuję, nigdy tego nie robi, ostatni raz kiedy to zrobiła chodziło o faceta... - Ty i Gaskarth, to no, coś się dzieje między wami? - wlepiła wzrok w asfalt. -CO?! Nie, no coś Ty, to co się stało było tylko zabawą i mam nadzieję, że on traktuje tą sytuację tak jak ja. Czyli „one night stand”, to co działo się pod osłoną nocy tam pozostaje. Żadnych uczuć. - starałam się to wyjaśnić najprościej. -Czyli nie miałabyś nic przeciwko gdybym się za niego delikatnie mówiąc zabrała? - wybuchłam śmiechem. -Nie pytaj tylko bierz. Chyba jest dobry, ale nie mogę potwierdzić na 100%, nie pamiętam. - poczochrałam jej włosy i pomogłam wstać.
Kiedy wróciłyśmy do wszystkich, postój się skończył i trzeba było wracać na miejsca. Już mnie nie wyprowadzisz z równowagi, kochany, o nie. Weszłam więc do środka i rozwaliłam się na kanapie.

-Jednak zostałaś. Przekonał Cię mój urok osobisty, prawda? - zaśmiał się Zack. -Oczywiście kochanie – puściłam buziaka w jego stronę i z uśmiechem zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jak ktoś znowu czochra mi włosy. -Fajnie, że zostałaś – usłyszałam z ust Dawsona. Alex również dorzucił kilka ciepłych słów. Czego nie można było powiedzieć o Jacku, który przeszedł w ciszy jednak słyszałam parę cierpkich słów kierowanych pod moim adresem, położył się u siebie i tyle go widziałam podczas całej podróży. Cóż, lato zapowiada się ciekawie...

sobota, 5 października 2013

1# Let's forget everything.

Tak, znowu spóźniona. Adam czekał już na mnie pewnie na dole, a ja dalej w proszku. Mycie zębów i jednoczesne malowanie się nie wyszło mi na dobre. -Kurwaaa - tylko tyle dało się słyszeć z góry. Cała piana ze szczoteczki spadła na nowe spodnie. Kreski natomiast były zrobione jakbym miała Parkinsona albo inne gówno. Ale musiałam się śpieszyć. Nie wiem jak udało mi się nakłonić tą łysą pałę, żeby załatwiła mi wejściówkę na Wraped jako fotograf. Uwielbiam fotografię, ale mój sprzęt jest niczym z porównaniu do tego, który ma cała ekipa. Cóż. Wytarłam białą plamę z jeansów, wcisnęłam się w czarną bokserkę, poprawiłam nieco swoje długie blond włosy i byłam gotowa. Torba z aparatem na ramię i lecimy. Zbiegłam na dół o mało nie zabijając się o własne nogi i przytuliłam przyjaciela na powitanie, który już o mało nie zapuścił korzeni w przedpokoju. A był to nikt inny tylko Adama Elmakiasa. -Jak zwykle muszę na Ciebie czekać – powiedział, z lekkim oburzeniem, po czym zaśmiał się i poczochrał mi włosy. Strasznie mnie to irytowało, co ja to dalej mam 11 lat? Nadęłam policzki i wyszłam przodem nie odzywając się słowem. Przed domem stała taksówka, która miała nas zawieźć na miejsce, jednak nie była pusta, znaczy no, poza kierowcą ktoś w niej siedział. Otwarłam drzwi i zobaczyłam śmiejącą się w moją stronę znajomą twarz, z telewizji ale no, znajomą. Cieszył do mnie japę nikt inny jak Alex Gaskarth, ten sam. Dokładnie. Usiadłam obok, co miałam zrobić, nastawiłam się na to, że będzie tam dużo zespołów i że, sporo z nich poznam osobiście.
-Ejjm nie mówiłeś, że jest taka ładna!-krzyknął, ukazując rządek białych zębów i ciesząc się niczym bobas. -Gaskarth, nawet nie próbuj!- oburzony głos doszedł z przedniego siedzenia. -Calm your tits boys. - zaśmiałam się nieco zapinając pasy. Nie jechaliśmy specjalnie długo albo tak mi się tylko wydawało, bo Adam cały czas mówił mi gdzie mogę być a skąd mnie wywalą. Szczerze to wszystkie te wiadomości wpadały mi jednym uchem a drugim równie szybko wypadały. Wysiadając już widziałam to miejsce gdzie dzieje się ta cała magia. Nie miałam okazji dobrze się nawet rozejrzeć, bo Alex usilnie chciał mnie oprowadzić i przedstawić wszystkim. Co miałam zrobić, zgodziłam się. -Co ten człowiek ode mnie chce? - burknęłam do siebie w myślach, widząc te małe ogniki w jego oczach. -eheee, one night stand, tego chce – wmawiałam sobie. Nigdy nie uważałam się za wybitnie atrakcyjną ani też nie miewałam specjalnego powodzenia u facetów, ska to wszystko.
-Więc tak sobie tutaj w Portland żyjesz, co? - uśmiechnął się lekko w moją stronę wybijając mnie z rozmyślań. Teraz wydawał się nieco bardziej „normalny” niż podczas przejażdżki taksą. -No cóż, na to by wyglądało, wzięłam trochę wolnego w pracy mogę w końcu zająć się czymś pożytecznym – wyciągnęłam aparat z torby po czym obróciłam się na pięcie i miałam zamiar ruszyć w tłum jednak poczułam jego dłoń na ramieniu. - Jeszcze nie skończyłem, poza tym chyba chcesz zrobić same dobre ujęcia, nie? - znowu to robił, cieszył się niczym dziecko a ja się temu poddawałam. Głupia ja. -No w sumie tak, chcę. - pierwszy raz odwzajemniłam uśmiech. - Mam to gdzieś, jestem tu tylko dziś, co się może stać. Tjaaa, kto by pomyślał.
Spędziliśmy razem dobre parę godzin, przeszliśmy kilka kilometrów jak nie lepiej. Byłam chyba wszędzie, w autokarach zespołów, w namiotach, nawet na scenie razem z chłopakami z All Time Low, Alexowi zachciało się zdjęć. Nie wiem jak odebrali to fani ale ja bawiłam się świetnie. -Brawa dla naszej nowej przyjaciółki... - w tym momencie urwał. - Ej, jak Ty się właściwie nazywasz? - racja, nie przedstawiłam się wcześniej, jednak wypite wcześniej 2 piwa na dachu autokaru Pierce The Veil razem z Gaskarthem i Vickiem dodały mi trochę odwagi, złapałam za mikrofon i przemówiłam. -Julie Smiths z tej strony, biegałam cały dzień z tym oto człowiekiem – wskazałam na bruneta. -Przyczepił się do mnie, co miałam zrobić? - wzruszyłam ramionami a tłum odpowiedział wesołym krzyko-piskiem. Zaśmiałam się i zbiegłam ze sceny zostawiając im pole do popisu. Nie zauważałam przez cały ten czas jednego. Tak, jestem cudownie spostrzegawcza.
Czekałam pod ich tourbusem aż skończą grać, żeby się pożegnać i podziękować za udany dzień. Kiedy już udało mi się ich złapać zostałam po prostu wciągnięta do środka. -Nigdzie dziś nie idziesz, ewentualnie rano możemy Cię wyrzucić jeśli nie chcesz jechać z nami dalej – parsknął Zack przerzucając mnie sobie przez ramię i sadzając na kanapie w kuchni. -Ale, ale no muszę...-i wtedy pierwsza porcja Jacka wylądowała w mojej szklance. -Ok ale tylko na jednego...-tak, jak zwykle...
Wieczór zapowiadał się spokojnie. Siedzieliśmy w czwórkę na sofie w tylnej części autobusu i popijając hektolitry Danielsa graliśmy w fifę. -Rozwalę Cię Dawson!-krzyknęłam pełna eufori, kiedy mój zawodnik biegł do bramki Ryana. -Chciałabyś Smiths! - parsknął i zasadził mi kuksańca w bok. Chybyłam. Nadęłam policzki nic nie odpowiadając. Spokojnie było, do czasu. W jednej chwili do środka władowało się jakieś 15 osób, poznałam w tym tłumie Vica i Flyzika których poznałam tego dnia, podbiegłam do nich i padłam Fuentesowi w ramiona, ale z niego pocieszne stworzenie, aż dziwne, że jest nie ma dziewczyny. -Cześć piękna! - usłyszałam po chwili zza siebie, już miałam się odwórcić i komuś zasadzić ale okazało się, że to Nathalie, przyjaciółka jeszcze z przedszkola, co prawda nie widziałyśmy się lata, bo wyjechała ale nic się nie zmieniła. -OMG, co Ty tu robisz?! - uściskałam ją i to była jedna z ostatnich rzeczy, które pamiętam z tego wieczoru...

JACK
Wszedłem do tourbusa i to co zobaczyłem przeszło poza moją wyobraźnię. Ok, były tu imprezy, ale nigdy nie widziałem tu 30 ludzi! 2 laski tańczyły na stole a Gaskarth i Zack polewali im kolejne porcje wódki. Damn.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że jedna to wizażystka PTV, wysoka i dość ładna o rudawych włosach a druga, to ta za którą Alex biegał cały dzień. Uprzedził mnie, swoją drogą.
Wszedłem dalej i spostrzegłem wzrok blondynki na sobie.Tak zapitego i jednocześnie seksownego wzroku dawno nie widziałem. Przygryzła nieco wargę i zeskoczyła ze stołu, o dziwo wylądowała w pozycji stojącej.
-No, Jack, bo tak masz na imię prawda?-przerwała biorąc do ręki prawie opróżnioną butelkę whisky i podała ją mnie. -Pij, bo jesteś zdecydowanie zbyt trzeźwy dla tego towarzystwa...-zaśmiała się.
-Jestem Julie i teoretycznie teraz powinnam wracać do domu, ale piję, dużo piję, no. - uśmiechnęła się delikatnie i zniknęła gdzieś w tłumie. Nie miałem nawet okazji zaczepić jej rozmową, eh. Opróżniłem to co dostałem i dołączyłem do Mike'a, Ryana i Cass którzy z tyłu grali i pili. Byłem zbyt trzeźwy żeby tańczyć. Jednak mój wzrok raz po raz lądował na blondynce, która wiła się wokół Alexa niczym pantera. On nie pozostawał jej dłużny. -Cholera, zaliczyłbym ją.- Fuentes spojrzał na mnie unosząc brew ku górze. -Co za problem? - zaśmiał się. -Tam stoi – wskazałem butelką na Gaskartha.
W tym samym czasie jej przyjaciółka zdążyła zaszyć się gdzieś obok barku z Merrickiem. -Nigdy Cię tu nie widziałem – szepnął basista do ucha dziewczyny. -Bo nie patrzysz tam gdzie trzeba – stwierdziła i usiadła na blacie kuchennym. Przysunął się bliżej i pocałował ją. Oboje byli pijani więc co tam. Zniknęli gdzieś w ciemności.

JULIE


Jego ciepły oddech owiewał moją szyję kiedy tańczyliśmy, obróciłam się w jego stronę i złączyłam nasze usta w pocałunku. Co ja właściwie zrobiłam nie wiem, byłam totalnie pijana, wszystko wydawało się wtedy takie normalne i oczywiste. Boże, znam go niecałe 24 godziny a jego ręce wędrują gdzieś pod moją koszulką a ja nie pozostaję mu dłużna. Wplotłam dłonie w jego brązowe włosy i usłyszałam tylko „Chodźmy stąd”. Nie byłam przeciwna, bo czemu.